czwartek, 14 kwietnia 2011

dzień bez wroga ustanawiam zawsze wtedy, kiedy wstaję rano z łóżka i wiem, że nie zniosę jego widoku. wiem, że jeśli tylko pojawi się na linii horyzontu, to wybuchnę, jak za gorszych czasów. teraz wszystko wraca do normy, więc staram się, aby moje spojrzenie było czyste. nadstawiam uszu i wiem, kiedy nie wychodzić na korytarz, rozpoznaję pukanie do drzwi i wiem, "aha, muszę udawać, że śpię". a kiedy jednak zdarzy się nieszczęście, to odwracam głowę i przemykam bokiem mamrocąc tylko “cześć”, zaś w najgorszym wypadku gapię się i zastanawiam, co odpowiedzieć, żeby to nie było ani głupie, ani chamskie. wprawdzie chamstwo ulżyłoby mojej duszy i bardzo chciałabym po moim wrogu znowu jechać jak po psie, niczym za gorszych czasów (bo jak inaczej można po kimś, kto wpierw mówi, że jest psio przywiązany, a potem ucieka gryząc swoich panów po nogach i nic sobie nie robi z płaczu małego krzysia, który zawsze go przytulał i kochał i przenigdy nawet nie usiłował wydrapać oczu), ale tu już wybitnie nie wypada, tu już są, niestety, wplątane osoby trzecie i to wplątane o wiele poważniej, niż niegdyś zuzanna załamująca nad nami ręce, bo jak tu egzystować z ludźmi, którzy pomiędzy okresami pełnego obrazy milczenia wylewają na siebie kubły pomyj, a co gorsza, jak z nimi pić wódkę, bo to przecież katastrofa i już nawet nie pomyje, a szczyny i gnój do entej potęgi.

dzień bez wroga to mój osobisty wkład w zagadnienie pokoju na świecie. taka prywatna cegiełka do budowy świątyni pojednania w duchu niezrozumienia. wszak pokój to nie tylko libia i afganistan. to także prawie siedem miliardów ludzi, którzy codziennie się z kimś kłócą. siedem miliardów ludzi, którzy wikłają się w afery tylko dlatego, że nie rozumieją innych, zamiast ich po prostu zignorować. siedem miliardów ludzi, którzy, zamiast wprowadzić politykę uników i świętego spokoju, wolą żreć się z mało szkodliwymi sąsiadami z taką mocą, jakby za ich płotem mieszkał bez mała hitler i stalin.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz